Dość regularnie (niestety!) pokazuję na swoim Instagramie screeny wiadomości, które (niestety!) zdarza mi się otrzymywać na swoim profilu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie jestem jedyna. Ba! Wiem również, że nie dostaję ich wcale tak wiele, inni mają gorzej. Ilość oraz treść takich wiadomości jest ściśle powiązana z tematyką profilu, który się prowadzi. I tutaj postawię kropkę.
Chciałabym się skupić na tych wiadomościach. Na treściach, które nagminnie są wysyłane. Oraz przede wszystkim na tym, jak mogłyby one brzmieć w innym ujęciu.
Jak kobiety mają fajnie na siebie spojrzeć- skoro kategoryzujemy je niczym owoce?
Z góry zakładamy, że skoro nazywamy coś, kogoś – w tym przypadku typy sylwetek – w jakiś konkretny sposób, skupiamy na tym uwagę tylko i wyłącznie w negatywny sposób. Zaraz włącza nam się alarm o łatkach, etykietach, prawda? A przecież nie o to chodzi! Gdy idziemy do lekarza, nie mówi on „infekcja” tylko „zapalenie gardła” lub „zapalenie oskrzeli”. Nie krzyczymy wtedy na niego, że etykietkuje nasze organy wewnętrzne, prawda…?
Wiedza to narzędzie. Wiedząc, co jest w danym momencie chore – bierzemy odpowiednie leki. Wiedząc, jaki mamy typ sylwetki – możemy ubierać ją w dokładnie to, w czym wygląda ona najlepiej. I tutaj poniekąd zbliżamy się do kolejnego zarzutu, o którym już za chwilę.
Ileż można mówić o ubraniach, jakie to próżne!
Och, wiadomo! Jak się ładnie ubierzesz – to jesteś płytka. Jak włożysz wysokie obcasy – to jesteś głupia. Jak tylko skorzystasz z usług osobistej stylistki – to Ci zaraz powiedzą, że nie masz na co pieniędzy wydawać i przesadzasz.
W naszym społeczeństwie jakoś tak się już przyjęło, że jeśli myślimy – i co gorsza – mówimy o swoim wyglądzie, to jesteśmy skupione na sobie, próżne i z całą pewnością nie ma o czym z nami rozmawiać. Tutaj mieści się tak szeroki zakres dyskusji, że nie sposób zamknąć ją w jednym akapicie. Jeśli jednak miałabym podsumować to jednym zdaniem, powiedziałabym: dla każdej z nas coś innego jest ważne, nie oceniaj innych zbyt łatwo, nie znając ich priorytetów. To niesamowicie krzywdzące!
A ja noszę! A ja bym nie włożyła!
I tutaj przykłady takich wiadomości mogłyby zająć kilkanaście akapitów. Bowiem takich „A ja!” dostaję dziesiątki każdego miesiąca. A ja noszę i dobrze się w tym czuję. A ja bym tego w życiu nie ubrała. A ja tak lubię i będę nosić, a co! A ja sobie nie wyobrażam. A ja. A ja. A ja.
I tutaj powinno paść najważniejsze: OK, to jesteś Ty. Ty nie założysz. Ty sobie nie wyobrażasz. Ty lubisz i nosisz. Ale jednocześnie ja mogę założyć, wyobrażać sobie albo wręcz przeciwnie – nie lubić i nie nosić. W czym tkwi sekret? Właśnie w tym „ja”. Nie piszmy komuś takich wiadomości, narzucając swoje przekonania. W inspiracjach chodzi o to, żeby czerpać z nich to, co dla nas odpowiednie. Jeśli jakaś inspiracja Tobie nie odpowiada – widocznie nie jest dla Ciebie. Ale nie musisz próbować jej na siłę zmieniać! Żyj i daj żyć innym! 🙂
Kto normalny będzie za to płacił?
Moja droga, takie wiadomości otrzymuje niemal każdy, niezależnie od branży! Jakąkolwiek usługę nie będziesz próbować sprzedać – znajdzie się ktoś, kto zaneguje jej zasadność, cenę, zakres. I tutaj warto pamiętać o najważniejszym! Jeśli ktoś coś podobnego insynuuje – nie jest i nie będzie nigdy, Twoim klientem. To po prostu nie jest Twoja grupa docelowa!
A jeśli z kolei jesteś osobą piszącą takie wiadomości – po prostu odpuść. Najwidoczniej taka usługa Ci nie odpowiada, nie leży w obrębie Twoich zainteresowań, nigdy z niej nie skorzystasz. Odpuść więc… 🙂